piątek, 24 lipca 2015

Festiwal

Miasteczko o niewymawialnej nazwie Grundarfjordur przywitalo nas sloncem i nareszcie ciepla pogoda. W srodku dnia bylo az 14 st! Trafilismy akurat na weekend dorcznego festiwalu. 
Kazda z, nazwijmy to szumnie, dzielnic, tego 800 osobowego miasteczka jest udekorowana w innym kolorze. Grille dymia niczym u nas w dlugi weekend majowy, na podworkach samochody i namioty krewnych i znajomych krolika ktorzy przyjechali na wspolne imprezowanie... Ale poza tym NIC sie nie dzieje. Wiemy, bo skropulatnie obeszlismy miasto dwa razy, zahaczajac nawet o tutejsza cala jedna restauracje.

Moze dzis dopiero przygotowania, a impreza cala para ruszy jutro...? Ciezko stwierdzic, bo jutro juz nas tu nie bedzie.

Powoli domykamy nasza islandzka petle. Dzis wlasciwie glownie jechalismy, bo z Akureyri do Grundarfjordur jest ponad 400 km, z czego nie wszystko po asfalcie.Co nie znaczy ze po drodze nie bylo malowniczych widokow.
Obiecalam tez kontynuacje watku kulinarnego. 

Otoz dzis mielismy okazje sprobowac miesa rekina! Na Islandii nic sobie nie robia z ryzyka wyginiecia rekina grenlandzkiego i traktuja jego sfermentowane, a nastepnie wysuszone mieso jako smakolyk.
Sfermentowane, bo surowe mieso jest nasycone rekinim kwasem moczowym, ktory chroni rekiny przed zamarznieciem w tutejszych wodach. Dopiero polroczna obrobka usuwa toksyny, ale i tak naszym zdaniem miesko walilo amoniakiem.
Muzeum, a jednoczesnie przetwornia rekiniego miesa co roku produkuje ok. 4 ton tego " rarytasu".

Tesciowa w paszczy rekina :)
Suszarnia rekinich tuszek

2 komentarze:

  1. Hmm... Wątpliwy ten rarytas, ale o gustach podobno się nie dyskutuje.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm... Wątpliwy ten rarytas, ale o gustach podobno się nie dyskutuje.

    OdpowiedzUsuń